↑ top

Jedna kobieta, Dwa zdjęcia, Ślepa miłość…

 

Nigdy nie myślałem, że moje życie potoczy się w taki sposób. Nie wierzyłem przez długie lata, że moje marzenia, skryte w najgłębszych zakamarkach mojego ja zostaną w jakiś tajemny sposób odkryte i spełnione. I nie mam tu na myśli marzeń typu, być kimś, być gdzieś, mieć coś. Chodzi mi o moje najwcześniejsze chłopięce marzenia związane z byciem z kimś wyjątkowym. Teraz mogę Wam je już ujawnić i napisać o tym otwarcie bo uważam, że warto opowiedzieć tą historię. Warto aby inni poznali moc życia i tego jak wielkie niespodzianki może nam sprawić w każdym, najbardziej nieoczekiwanym momencie.

Trwało to dość długo i zanim wszystko się dokonało musiało wydarzyć się wiele rzeczy. Niemiłych i trudnych. Po 10 latach mój pierwszy związek rozpadł się ostatecznie i byłem załamany. W tamtym momencie brałem pod uwagę to, że mogę już nigdy nie związać się z nikim. Nie miałem przekonania, że ktoś mógłby chcieć mnie w swoim życiu jak również ja za bardzo tego nie pragnąłem. Nie zniknęło jednak chłopięce marzenie. Niestety dorosła głowa nie dopuszczała już do głosu tak niewiarygodnych pragnień.

Zostałem sam. Rozbity i zraniony. Poturbowany i odarty z wiary w prawdziwą, ślepą miłość. Przez pierwsze miesiące próbowałem złapać równowagę i po prostu żyć z dnia na dzień. To jakoś wystarczało lecz sprawy toczyły się w złą stronę. Poznałem wiele nieciekawych zajęć jakimi potrafią się ludzie zamęczać. Spotykałem wiele osób, które nie stanowiły dla mnie niczego więcej jak codziennej zapchaj dziury. Taki tryb życia przesączony oparami niezdrowych substancji oraz szkodliwych płynów powoli przestawał spełniać swoją rolę. Miałem dość i obudziło się we mnie pragnienie spotkania z kimś kto na prawdę dostrzeże we mnie moje prawdziwe ja. Na nowo zapragnąłem być blisko, znów chciałem ufać i słuchać. Marzenia z głębi samego siebie cichutko szeptały gdzieś z tyłu mojej głowy. Słyszałem głos lecz nie wiedziałem co zrobić. Jak zawalczyć o normalność i spokój.

Tego dnia miałem wszystkiego tak bardzo dość. Płytkiego doświadczenia, marazmu codzienności, braku perspektywy i przeogromnie dojmującego poczucia samotności. Tak bardzo zapragnąłem nawiązać kontakt z kimś, kto po prostu wysłucha i spróbuje nie oceniać, spróbuje zrozumieć. Włączyłem komputer i uruchomiłem zapomniany już przez większość z nas komunikator Gadu Gadu. Określiłem kryteria wyszukiwania, nie było ich wiele. Kobieta, wiek zbliżony do mojego, miejsce nieodległe. Pojawiło się bardzo wiele propozycji. Zwróciłem swoją klawiaturę  w stronę pierwszej. Jej status – aktywny. Tak pięknie się podpisała – Annie.

Wymyśliłem na biegu krótkie zdanie, cokolwiek. Tak by zaczepić, by sprowokować do jakiejkolwiek reakcji, aby dać nam pretekst do wymiany tych kilku prostych zdań. „Komp ruszył. Jakby co szukaj mnie tu.” To było pierwsze co napisałem do Annie. Niestety nie mogłem wiedzieć, iż dzień wcześniej odzyskała swój komputer po poważnym zawirusowaniu klikając w link podesłany przez hackera. Jej laptop padł na amen i była wściekła. Kolega pomógł jej uwolnić się od robala i gdy uruchomiła go na nowo przeczytała wiadomość ode mnie. To było bardziej niż jasne, że pisze do niej ktoś kto zapewne wysłał jej ten prezent i teraz oferuje jakiś kontakt w niewiadomym celu. Posłała mi w tym samym momencie jasny komunikat na GG w odpowiedzi: „Spierdalaj chamie!” I to była nasza pierwsza wymiana zdań. Tak mocno mnie tąpnęło, że postanowiłem natychmiast odpisać. „Przepraszam, ale chyba się pomyliłem i napisałem do niewłaściwej osoby. Na moje nieszczęście wyjątkowo niemiłej.” Annie odpisała tłumacząc się, że nie jest niemiła, że komputer, wirus, że zła, że myślała, że to ten „życzliwy”, który uszkodził jej komputer do niej pisze. Tak się zaczęła nasza rozmowa. Od słowa, do słowa i szybko złapaliśmy niesamowity kontakt. Siedziałem w domu i tłukłem w klawiaturę jak najęty i stało się wtedy coś co nazwałbym przełomem. Oderwałem się myślami od mojego codziennego marazmu. Byłem w innym świecie. Problemy zniknęły, pojawiła się radość, zajrzała zza rogu normalność i spokój. Annie tak cudownie mówiła. Tak wspaniale składała zdania. Tak ślicznie potrafiła ……przekląć.

Od „spierdalaj chamie” na początku, do „do usłyszenia kochanie” droga była bardzo krótka. Wszystko zamknęło się w dziesiątkach minut. Siadałem do komputera skrajnie zmęczony i załamany a odchodziłem od niego jako inny, pełen nadziei i optymizmu człowiek. Tak bardzo natchniony, tak bardzo radosny i …..szczęśliwy.

Nasze rozmowy stały się baaaardzo regularne. Gadu Gadu praktycznie przejęło nad nami władzę i spowiadaliśmy się sobie w ogromnym tempie. Annie jednak nie pozwalała na to abyśmy wymienili się spojrzeniami. Nie chciała przesłać mi żadnego swojego zdjęcia. Po czasie zrozumiałem, że to dobrze. Po co mam tak szybko rozwiać aurę tajemnicy? Po co mi to ewentualne rozczarowanie? Jest pięknie i niech tak zostanie. I zostało. Pisaliśmy do siebie i rozmawialiśmy długie godziny. Zbliżałem się do niej bardzo i jednocześnie oddalałem od dotychczasowego trybu życia. Moi znajomi i przyjaciele zostali poddani weryfikacji. Egzamin z lojalności zdała niewielka, wręcz symboliczna grupa. Inni uważali mnie za desperata, który stracił głowę dla jakiejś internetowej modliszki. Nie dość, że zawróciła  mu w głowie to jeszcze nie chce się ujawnić. To zdecydowanie było zbyt wiele nielogiczności dla wielu  z grona moich znajomych. Ci którzy mnie wspierali w moim szaleństwie wierzyli, w to co czułem. I to w zupełności wystarczyło. Czas działał na moją korzyść.

Annie mieszkała w Belgii. Miała podpisany kontrakt z linią lotniczą. Była szefem załogi pokładowej. To mi imponowało bo sam, choć zafascynowany lotnictwem cywilnym panicznie boję się latać. Okazało się, że wcześniej mieszkała w Mediolanie. Pracowała przy organizacji Tygodnia Mody. Jako jedna z niewielu znała dobrze angielski, rosyjski, włoski i polski. Mogła bez problemu koordynować pracę modelek z Rosji i Polski. Ich było najwięcej. Poznawszy te wszystkie informacje oraz wiele innych coraz bardziej rosła we mnie fascynacja tą nieznaną mi kobietą. Pragnąłem tak bardzo ją odkrywać, poznawać, zbliżać się do niej. Pragnienie było tym silniejsze, że nie wiedziałem jak wygląda i jak brzmi jej głos…

Wtopiliśmy się w siebie bardzo. Rozmawialiśmy godzinami. Okazało się, że są w nas wspólne cechy, wspólne upodobania i podobne dziwactwa. Zbliżaliśmy się do siebie tak bardzo i tak szybko, że zdawało się to być jak sen. Jak jakiś niesamowity film. Film, w którym gram główną rolę. Fabuła doszła do momentu w którym dzieją się rzeczy niewyobrażalnie ważne. Życie właśnie teraz odkrywa przede mną najważniejszą z kart. Rodziło się we mnie uczucie ale sam nie wierzyłem w to co się ze mną działo.  Zapragnąłem usłyszeć jej głos. Poprosiłem o jej numer. Dostałem go i zaczął się następny etap mojego nowego życia.

Pierwszy telefon, pierwsze słowa. Nigdy tego nie zapomnę. Miejsce, w którym stałem, pogoda za oknem, czas…. i słowo : „cześć”.

Słyszałem jak się uśmiecha, jak odgarnia włosy, jak przymyka oczy, jak się kładzie. Widziałem ją, choć nie wiedziałem jak wygląda. Czułem ją już tak bardzo a nawet nie wiedziałem jak pachnie. Byliśmy przez telefon tak blisko. Ona tam, tak daleko, ja tu, w swoim domu. Ze słuchawkami w uszach aby słyszeć lepiej. Oboje wsłuchani, zafascynowani, oczarowani., za……

Tamten czas to była bajka. Bajka, która zmieniła się w rzeczywistość. Doszliśmy w naszych rozmowach za daleko. Za daleko aby pozwolić na to by być oddzielonymi tak dużym dystansem. Napisałem w pewnym momencie, że stała się dla mnie bardzo bliska, że to coś więcej. Wysłałem smsa: „to musi być M….ć”. Powitała go tak pięknie. Byliśmy już razem…

Odwagą wykazała się Anna. Tak. Anna, bo Annie to tylko zdrobnienie jakie dostała latając w przestworzach. Anna podjęła decyzję. Że leci. Że zostawia wszystko. Rzuca pracę, mieszkanie, zobowiązania. Leci do mnie. Do mojego domu. Do naszego domu.

Żyłem wtedy dosłownie jak we śnie. Nasz świat zawładnął nami i nasze uczucia okazały się być ponad wszystkim na tym świecie. Nie liczyło się gdzie jesteśmy, co robimy. Chcieliśmy już dotknąć się, zobaczyć po raz pierwszy. Mój Boże, jak Ona wygląda????!!!!!

Wierzyłem, że jest piękna. Widziałem ją oczami swojej wyobraźni. Była w nich cudowną, zmysłową kobietą, pełną wdzięku i delikatności. Jej ruchy widziałem dokładnie. Jak chodzi, jak się zamyśla, jak odgarnia włosy i mruży oczy gdy myśli. Tyle w mojej głowie powstawało obrazów z nią w roli głównej, że praktycznie nie myślałem już  niczym innym. Ja ja kochałem a inni stukali się w głowę patrząc na mnie i słuchając mojej opowieści o tym, że czekam na kogoś, kogo znam dopiero miesiąc, kogo nigdy nie widziałem, kogo kocham i z kim chcę być. Ale czyż zakochany słucha kogokolwiek? Kogokolwiek oprócz swego serca?

Ten wieczór był wyjątkowy. Wiedziałem, że już jest. Przyleciała. Jest już tuż tuż. Zaraz ją zobaczę dotknę, poczuję. Jadę do Centrum, parkuję, wysiadam. Idę. Klub w centrum miasta. Przypadkowy. Ale nie dla nas. Niebawem rozegra się tam główna scena. Aktorzy są w drodze. Scenariusz pisze życie. Reżyseruje serce.

Wchodzę! Nie rozglądam się. Nie zastanawiam, nie denerwuję. Po prostu szukam jej. Mojej kobiety. Mojej miłości, którą zaraz zobaczę po raz pierwszy. Kieruję kroki na antresolę klubu. Sam też bym tam usiadł. Idę. To sam koniec lokalu. Wiem, że tam jest. Już ją widzę. To ONA. Spojrzenie. Patrzymy na siebie oboje. Słowa nie brzmią, tylko cicha muzyka z głośnika. Nasze oczy wtapiają się w siebie. Spragnione i jednocześnie pełne obaw. Nie chcemy rozczarowania. Nie ma go. Jest radość, spokój i ulga. To Ona. Jest taka piękna. Taka jaką ją widziałem w swych snach. Patrzy tak głęboko, tak prawdziwie. Widzę w jej oczach cały mój świat, całą swoją przyszłość. Moja Anna.

Siadam obok niej, czuję jej zapach, widzę jej dłonie, jej usta, jej włosy. Jest moja. Znalazłem ją spośród miliona. Odkryłem dla siebie i dla nas. Jest tak blisko. Nie pozwolę jej już odlecieć. Nigdzie i z nikim. Jest moja. Na zawsze. Całuję ją w myślach. Pragnę jej. Jestem tak bardzo stęskniony jej ciepła.

Niewiele pamiętam z naszej pierwszej rozmowy. Pamiętam za to wszystkie obrazy. Czuję to bardziej niż widzę. To była magia. Poszliśmy razem przed siebie. Zaczęliśmy być razem. Ona okazała się przepiękną blondynką, Anną, stewardessą. Ucieleśniła wszystkie moje dziecięce najskrytsze marzenia. O tym by być z kimś pięknym, mądrym i wrażliwym. O tym, by mówić sobie prawdę i czuć zaufanie. O tym aby nie bać się i nie wstydzić niczego. O tym aby kochać prawdziwie i natychmiast.

Na drugiej randce poprosiłem aby przywiozła swoje rzeczy. Wprowadziła się błyskawicznie. Dla mnie i tak zbyt późno. O jakieś 15 lat…

To tempo tak szybkie dla nas zupełnie naturalne. Ja nie chciałem, tracić ani chwili. Ona jeszcze trochę się bała. Ja też lecz oboje straciliśmy dla siebie głowę. Po czasie zdałem sobie sprawę, że stało się to już dużo wcześniej. Musiałem tylko usłyszeć : spierdalaj chamie” ….Było po mnie. Cudownie.

Zaczęliśmy żyć wspólnie. Mój pusty dom stał się prawdziwym DOMEM. Brakowało nam tylko dziecka. Jasne deklaracje były podstawą naszego wspólnego widzenia spraw. Byliśmy gotowi w każdej chwili przyjąć maleństwo do naszego życia. Niestety. Czekaliśmy długo. Aż w końcu przyszła do nas Nina.
Co było dalej już sami zobaczyć możecie na stronach bloga. Archiwum pomoże Wam w tej podróży w czasie.

Miłość jest ślepa. Wiem to doskonale i chciałbym aby każdy, kto jeszcze jej nie odnalazł wierzył w nią i nie patrzył zbyt dużo własnymi oczami. Serce dużo lepiej podpowiada co jest dobre a co nie. Czasem trzeba po prostu uwierzyć w swoje marzenia. W swoje nieodkryte pragnienia i pozwolić im stać się rzeczywistością.

Jestem lodziarzem, fotografem. Marzyłem o blondynce Annie, która jest stewardessą. Kiedy byłem mały.

Anna gdy była mała wszystkie zaoszczędzone drobne wydawała na lody. Też miała marzenie. Być żoną człowieka, który je produkuje;-)

 

 

 

 

  • Pogratulować wyników wyszukiwania :)
    Życzę Wam wielu wspólnych lat. Takie historie każdemu poprawiają nastrój :)

    • Ma się ten fart:-) Życzenia odwzajemniam! Serdeczne uściski Kamila!

  • Ufff dokończyłem :)

    Pięknie się czyta o tym, jak z pozoru przypadkowe sytuacje zamieniają się we wspaniałą, prawdziwą historię.
    Ja mam swoją drugą połowę – wspaniałą – i chyba wiem co oznacza mieć przekonanie, że to ta osoba :)

    • Tomek. Miło Cię „widzieć”. Dziękuję za miłe słowa. Nieustannie. Cieszy, że jest w tym gronie też jakiś facet! Rodzynku!

      • Jestem od niedawna, ale zamierzam zostać na dłużej :) . A niech Ci będzie z tym rodzynkiem… :)

  • Praline

    Roztkliwiłam się. Pięknie to napisałeś :)
    Pozdrowienia dla Annie!

  • dudi

    ale opowieść! piękna! dzięki… prawie gotowy materiał na film „Masz wiadomość 2″ ;)

  • sylwia

    Przeczytałam jednym tchem. Początek trudny, ale wart takiego uczucia. Fajnie jest poznawać takich ludzi i ich historię. Dziękuję za wzruszenia, radość i piękną fotografię.

    • Jednym tchem? To wielki komplement dla mnie:-) Dziękuję. Obiecuję więcej wzruszeń. Życie jest pełne emocjonujących chwil. Każdego dnia…

  • Marta

    Pamiętam jak po raz pierwszy nam to opowiadaliście, w podziale na role… pomyślałam wtedy: łał jednak takie historie się zdarzają! I już wtedy wiedziałam, że na naszej drodze spotkaliśmy wyjątkowych ludzi i trwa to do dziś. Teraz kiedy raz jeszcze do tego wróciłam mam łzy w oczach i zazdroszczę Wam przeogromnie ;)

    • Marta, bardzo dziękuję. Życie nie tylko po to jest by brać, życie nie po to by bezczynnie stać…. Resztę znasz:-) Bardzo się cieszę, że w tej nudnej szkole rodzenia poznaliśmy WAS! To cenne! I tak zostanie:-)

  • Aneta-czarownica

    Kurcze, świetna historia! Jak z komedii romantycznej! Czytałam i czytalam i się zastanawiałam co będzie dalej. A jednak takie „przypadki” istnieją. Pozdrawiam :)

    • Życie zaskakuje w najmniej oczekiwanym momencie…

      • Aneta-Czarownica

        Czytam kolejny raz i świeta historia :) Jednak da się w taki sposób poznawać jeszcze ludzi… :)

  • Agnieszka Kaluga

    I niech Wam rośnie.

  • Dorota

    Przepiękna historia…..

    Zawsze towarzyszy mi wewnętrzne przekonanie, że wszystko dzieje się po coś, w jakimś celu. Nawet, jeśli na początku nie wiemy dokładnie, jaki i gdzie ten cel jest, dokąd zmierzać, albo dokąd chce nas pokierować los. Tak było i w Waszym przypadku :-) Ty utraciłeś jedno uczucie, by w przyszłości zyskać inne, lepsze, większe…. Być może, gdyby nie zawirusowany komp Anny, nie odpisałaby ma wiadomość „hakerowi”…? To nie są zwykłe zbiegi okoliczności, to nasze drogi, którymi musimy przejść…

    Materia jest tworem myśli – dla mnie to niezaprzeczalne. Niejednokrotnie przekonałam się o tym, że jeśli czegoś bardzo, bardzo, bardo pragniemy, nasze myśli materializują się. I tak się zdarzyło i u Was, dziecięce marzenia spełniły się dorosłym ludziom…

    No i wisienka na torcie – Ninka :-)

    Macie wszystko, co w życiu jest najważniejsze. Dbajcie o to :-)

    Miłego weekendu :-)

    PS. Rzadko w weekend zaglądam na fb, więc mogłoby się zdarzyć, że wśród wielu informacji przeoczyłam tę przepiękną historię, więc bardzo dziękuję za link :-)

    • Dziękuję Dorota za te słowa. Ja osobiście nie wierze w przeznaczenie ale do końca nie potrafię wyjaśnić jak to wszystko się tak mogło samo poukładać.

  • Również z własnego doświadczenia uważam i wierzę w to, ze jesli ludzi są sobie pisani, to w końcu się odnajdą :)

    • Tak jak wspomniałem w komentarzy wcześniej – nie wierzę w przeznaczenie ale trudno mi to wszystko tak po prostu określić jako przypadek. Życie to zagadka.

  • Iza

    Przeczytane w całości ( a czytanie tak długich postów to u mnie rzadkość ) tak mnie wciągnęło :D
    Piękne i faktycznie scenariusz jak z filmu, ale jak wiadomo najlepsze scenariusze życie pisze.
    Przyznam szczerze że tak szybki rozwój zdarzeń trochę mnie zaskoczył, jeden powie ,,po co czas tracić,, drugi powie że ,,głupota,, ale ta opowieść i inne jakie mamy okazję śledzić na blogu i fejsie tylko potwierdza że istnieje prawdziwa miłość, niby przypadek a jednak przeznaczenie…
    Też mam przekonanie że moja druga połówka to właśnie ta właściwa i jedyna osoba, dlatego tym bardziej rozumie ten wpis.
    Pielęgnujcie to co macie, a złe chwile (których życzę jak najmniej) niech tylko Was umacniają, bo miłości chyba życzyć nie trzeba ;)

    • Dziękuję za wytrwałość Iza. W naszym życiu tak jak u każdego zdarzają się na prawdę trudne chwile. Czasem oddalamy się od siebie w złości i zdenerwowaniu. Jesteśmy tylko ludźmi. Wbrew pozorom bardzo się różnimy. I kiedy jest źle przypominam sobie tą naszą historię i znikają wszelkie wątpliwości. To bardzo pomaga w tym aby po drodze nie pobłądzić.
      Życzę Tobie i Twojej drugiej połowie wiele szczęścia i radości na co dzień.

  • Ania

    Pięknie to Grzesiu opisałeś… Ja nadal pamiętam pierwszą
    kolację wówczas już u Was: był pieczony kurczak w magicznych przyprawach i
    żółty ryż…. Pycha! Po latach Ania obudziła we mnie potrzebę
    eksperymentów kulinarnych i tak już zostało :) Oczywiście nie dorównuje mistrzyni,
    ale kuchnia już nie służy tylko do ozdoby ;) Fajnie, że ją znalazłeś, bo w moje
    życie też wiele wniosła. Mimo coraz większej odległości, jaka nas dzieli zawsze
    będziecie w moim sercu… Serdecznie Was pozdrawiam

    • I nawzajem Aniu. Zawsze ciepło wspominamy nasze spotkania i bardzo nam tego brakuje. Liczę, że uda nam się w przyszłości spotkać. Dziękuję za miłe słowa i pamiętaj, że Ty też jesteś w naszych myślach i sercach. Do zobaczenia!!!

  • Beti

    Dawno nie czytałam czegoś tak równie pięknego, ze łzami wzruszenia…Życie potrafi zaskoczyć….Dziękuję za ten post. Za nadzieję, że może i moje samotne życie kiedyś się odmieni. Wiele szczęścia Wam życzę !

    • Beti, Na pewno! Trzeba tylko w to wierzyć. Witold Gombrowicz odnalazł miłość w wieku 60 lat. Co nie znaczy, że życzę Ci tylu lat samotności. Chciałbym jedynie dać przykład tego, że szczęście można spotkać nawet w tak nieoczekiwanym momencie swojego życia. Wszystkiego dobrego!

  • Katarzyna Sarnowska

    Niezwykłe, cudowne, i takie nierzeczywiste. Wzrusza mnie każde słowo, jakie piszesz o Annie na stronach tego bloga. Każde wspomnienie Jej imienia, nawet najkrótsza notka jest przesycona miłością i szacunkiem. Teraz już wiem, dlaczego…
    Dziękuję :) Jesteście wspaniałymi ludźmi. Oby życie Wam sprzyjało :)

    • Katarzyna, to ja Tobie dziękuję za tak ciepłe i miłe słowa. Uważam, że każdy zasługuje na szacunek a co dopiero ukochana osoba. Pisze ten blog aby ocalić od zapomnienia wszystkie moje myśli i utrwalić obrazy nasycone emocjami. Tak dobrze czasem wrócić do tych chwil, które już są przeszłością. Czasem w trudnych chwilach to pomaga. Pomaga wciąż wierzyć, że nawet w najtrudniejszym momencie może zdarzyć się coś co odmieni nasze życie na lepsze.
      Serdeczne uściski dla Ciebie:-)

      • Katarzyna Sarnowska

        To prawda, że powrót do słów i obrazów z przeszłości może pomóc, ale może też pewne sprawy uświadomić. Robiłam ostatnio przegląd w biblioteczce i znalazłam krótkie liściki, jakie daaawno temu dostawałam od mego wówczas ukochanego, dziś męża. Popłakałam się, bo już zapomniałam, że w ogóle takie karteczki dostawałam, a dziś trudno mi sobie nawet wyobrazić, że On byłby zdolny do napisania choć kilku takich słów, jak kiedyś. Tak więc utrwalaj swe myśli i – jak najmniej trudnych chwil :)

        • Bardzo ważne spostrzeżenie odnośnie uświadamiania sobie wielu rzeczy. Ten blog to także moja autoterapia. Sposób na oczyszczenie ze złych emocji i wzmocnienia fundamentu naszych uczuć, które z biegiem lat mogą czasem osłabnąć. Gdy odnalazłaś listy od swojego ukochanego na powrót wróciło poczucie pewności dlaczego właśnie z nim jesteś teraz. Tak samo i ja w chwilach smutku i zwątpienia powracam do tych obrazów i słów, i na nowo rozumiem wszystko to co na prawdę ważne. Ocalić od zapomnienia. Ocalić naszą tożsamość, nasze prawdziwe uczucia. Po to między innymi to robię. Wszystkiego dobrego Katarzyno!

  • Sylwia

    Marzenia…….a jednak się spełniają…….

  • Magda

    Piękna historia i nawet nie wiesz jak bardzo „czuję” ( bo nie znajduję innego słowa ) to co piszesz. Swojego męża poznałam w liceum, najpierw nie znosiłam go, po roku został moim najlepszym przyjacielem i przyrzekliśmy sobie, że jeśli do końca studiów nie będziemy z kimś, z kim chcielibyśmy być do końca życia weźmiemy ślub. Na koniec liceum byliśmy parą, w międzyczasie okazało się, że znamy się od małego, bo Kuba był sąsiadem mojej ukochanej cioci i bawiliśmy się razem jako dzieci :) Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek mógł ucieleśniać moje marzenia z dzieciństwa pełniej i lepiej. Choć brzmi to naiwnie – jest moim powietrzem, nie umiem żyć bez niego i nie wiem jak to możliwe, że z każdym dniem, rokiem kocham coraz mocniej. To cudowne wiedzieć, że gdzieś są ludzie, którzy też odnaleźli się już na całe życie i potrafią to dostrzec :) Życzę Wam, abyście nigdy nie przestali patrzeć na siebie jak na największy cud, jaki może się w życiu zdarzyć :)

    • Magda, bardzo Ci dziękuję za Twój komentarz. To wspaniałe uczucie
      wiedzieć, że swoimi słowami skłoniłem kogoś do tak szczerego i
      osobistego wyznania. Miłość jest cudem. Pojawia się niezapowiedziana i
      nie można jej logicznie wytłumaczyć. To ciężka praca, bo przecież
      przychodzą chwile trudne i bywa na prawdę ciężko. Niemniej, tak jak
      wspomniałaś, nasza a także Wasza historia to rodzaj cudu i świadomość
      tego wszystkiego co się już w naszym życiu zdarzyła powinna pomagać nam w
      odpowiedzi na pytanie co tak na prawdę jest istotne. Zwłaszcza w
      momentach próby. Dlatego to napisałem aby wzmóc w sobie poczucie
      wyjątkowości naszego spotkania. To bardzo pomaga, gdy życie dociska z
      tej gorszej strony:-) Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę wiele spokoju i
      miłości dla Was.

  • Sylwia

    Wasza historia jest fantastyczna. Ja znam tylko jedną taką.
    Moja Ciocia wraz z przyjaciółką pod koniec lat 60-tych piły kawę w kawiarni. Nagle weszło dwóch przystojnych oficerów WP. Nie było wolnych stolików, więc mężczyźni podeszli do równie interesujących kobiet. Po 3 msc moja Ciocia była już żoną jednego z nich. Po latach Wujek się przyznał, że spodobała mu się koleżanka mojej cioci, ale…. niestety miała obgryzione paznokcie:), a to dyskwalifikowało kobietę w jego oczach. Są szczęśliwą parą do dziś.
    Trochę mało tych niesamowitych historii. Czy w waszym otoczeniu oprócz Magdy (która napisała poniżej) jesteście wyjątkiem?