↑ top

Ból

1

Były nad morzem. Czekałem na nie tak stęskniony, że przez ostatnie dni wąchałem ich ubrania. Aby choć myślami dotknąć ich bardziej. Przez zapach. Aby poczuć ich bliskość. Przesada? Przecież nie było ich tylko dwa tygodnie. Taki już jestem.

Środa 17.06.2015

Wróciły! Witam się jak szalony. Płaczę. Wzruszam się. Bardzo denerwuję się gdy podróżują beze mnie. Ta bezsilność. Teraz jestem już z Nimi. Przytulam Anię mocno. Stęskniłem się bardzo. Boże! Czemu zawsze muszę się tak wzruszać???? Nina przytula mnie mocno. Ściskam ją i całuję jak w amoku. „Tato, ejjjj. Taaatooo! Kocham Cię. Kocham Cię Tatuniu. Tatuniu mój….” Nareszcie! Są! Zaraz urodziny. Będą prezenty. To już w niedzielę. Zrobiłem duże zakupy. Jeszcze tylko na lody, bo ja dziś do pracy. Jedziemy na rowerach. Myślę o wernisażu. To we wtorek. Zdjęcia z pięciu lat, książka, wielka sprawa. Tak bardzo na to czekam. Cieszę się w myślach. Dojeżdżamy a Ninka jakoś coraz smutniejsza. Może zmęczona? Siadamy. Nina cichnie. Odkłada loda. To zły znak. Nigdy nie oddała loda. Nigdy! Zawsze zjadała go pierwsza. Zawsze najszybciej. Kocha je. Teraz odkłada.

Czwartek 18.06.2015

Rano jest już mocno nie tak. Ania mówi mi o tym i obawia się, że Mała zachoruje. Że kiepsko wygląda. Jest blada. Schudła. Senna. Ostatnio bardzo dużo piła. Siusiała często i obficie. Była zła. Ne wiedzieliśmy dlaczego. Może zmęczona? Teraz wszystko jest już jasne.

Jadą do szpitala. Ja do pracy. Czekam na telefonie. Wciąż czuję i wierzę, że to tylko infekcja. Jest inaczej. Ania dzwoni. Słyszę ją i wiem, że to się stało. „Podejrzenie cukrzycy. Robią badania na cito.” Gasnę w środku. Przeszywa mnie piorun. Oddech przyspiesza. Nie dowierzam. Oblewa mnie strach. Wiem co to za choroba. Niestety wiem to dobrze. Po chwili telefon. Znów Ania. „To cukrzyca. Cukier 450″. Słyszę jej potworny szloch. Wyrwało mi serce. Nie jestem w stanie zatrzymać łez. Skręca mnie. Cierpię.

Opieram się o płot. Stoję przy chodniku. Ludzie patrzą. Oddalam się. Brakuje mi tchu. Osuwam się. Mój Tata traci głos. Wie. Ma cukrzycę od lat. Zachorował gdy miał 50 lat. Nina ma 5. Rozpadamy się. Tata mnie przytula. Pierwszy raz od lat. Umieram. DLACZEGO?????
Zbieram się. Jadę do szpitala. Droga jest straszna. Nic z niej nie pamiętam. Nawet jednego zakrętu. Nic. Widzę tylko ją. Wchodzę. Są. Jest cień naszej córeczki. Cierpi. Walczymy o drugi wenflon. Wyrok zapadł. Zaczęła się wojna. Głowa zaraz mi eksploduje. Podłączają ją. Płyny, insulina. Mierzenie cukru. Ciągłe kłucia. Kwasica. Zagrożenie życia. „Ta doba jest kluczowa” – pada z ust pielęgniarki. Personel profesjonalny. Pomocny. Współczujący. Rozumieją co stało się w naszym życiu. Zaczynamy go od nowa. A ja nie chcę kończyć tamtego. Nie chcę. Wiem, że już go straciliśmy. Nina słaba. Toczy się walka o stabilizację parametrów. Dwa wkłucia. Monitor funkcji. Jesteśmy załamani. W oczach Ani otchłań. W moim sercu krater.

Zbliża się noc. Opanowują sytuację. Po drodze puchnięcie ciałka i walka o uniknięcie  obrzęku mózgu. Wychodzi z tego. Powoli się normuje. Powoli. Ninka jest dzielna. Wyjątkowo silna. Panie mówią, że nie spotkały tak odważnego dziecka. Ania nauczyła ją ufać innym. Gdy tylko mówią prawdę. Tutaj mówią. Tą bolesną też. Nie oszukują. To lepiej. Nic już tego nie zmieni. Żadne słowa. Tylko nasza determinacja i siła. Szukamy jej w sobie. To cholernie trudne. Odjeżdżam do domu. Ania zostaje. Będzie spała na podłodze. To tylko plany, które się nie sprawdzą. W nocy znów wzrost cukru i nocne kłucia, mierzenie cukru, insulina. Koszmar. Moja Żona jest herosem…

Piątek 19.06.2015

Budzę się w domu. Przez chwilę nie pamiętam. Przez ułamek sekundy myślę, że jest jak dawniej. W jednej sekundzie uderza mnie taran. Rozjeżdża tą durną myśl walec. Jest inaczej. To wszystko co się stało to jednak prawda.  Przeszywa mnie BÓL. Potworny. Wstaję i szykuję się do szpitala. Jestem na wojnie. Jadę zatłuc pierdoloną cukrzycę. Będę bezwzględny. Bezlitosny. Czuję, że ją zgładzimy. Razem.

Przyjeżdżam. Nina wita mnie radośnie. Życie zaczyna toczyć się do przodu. Ninka w lepszej formie. Przebłysk radości. Pomiar cukru. 345. Obuchem w łeb. Nie będzie tak łatwo. Robię pierwszy zastrzyk insuliny. „Tatuniu, to kłuj nie bolało. Kocham Cię”. Krzyczę w myślach. Do niej cicho się uśmiecham. Przytulam i znikam. Uczę się od niej. Jest silniejsza niż my. Jest z nami na froncie. Atakuje cukrzycę bezwzględnie. Jest bezlitosna. Miażdży odwagą. Zadziwia personel. Mamy bohaterkę. wiem, że wygramy. Rodzi się w nas siła.

Nieprzerwanie urzeczywistniamy naturę nietrwałości.

 

2 3 3a 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19

 

  • Ostatnie zdjęcie miażdży. Aż chce się krzyczeć – gościu, nie rób teraz zdjecia, idź tam do nich!!! :(

    • To ja zrobiłem to zdjęcie. Cierpienie sięgało zenitu. Już wychodziłem do domu. Czasem trzeba to zrobić aby pokazać innym jak bardzo to boli. Gdy zobaczysz jakiś straszny obraz, na zawsze zmieniasz się wewnętrznie. Czujesz więcej i stajesz się lepszym. Dlatego to zrobiłem. Aby to z siebie wyrzucić i aby inni mogli poczuć jak to jest.

  • Emilia Wilgosz

    Grzegorz, Ty wiesz, że jestem z Wami myślami! Zdjęcia wbijają w fotel.

  • Anette (Czarownica)

    Ehh… w takich sytuacjach zastanawiam się gdzie to wszystko ma sens…przez 4 miesiące walczyłam o swoje… był płacz, łzy…było wszystko..wywalczyłam swoje.. jak myślałam, że już będzie dobrze, że wygrałam..z dnia na dzień tracę bliskiego kolegę… nie rozumiem sensu życia…dlaczego ludzie zostają tak ukarani…dobrzy ludzie..
    Ninka trzymaj się! Jestem z Tobą ;)
    Pani Grzegorzu i Pani Aniu tak samo ;)
    Dacie radę! Jesteście świetną rodziną i razem przejdziecie wszystko.
    Ninka- Twoja Wielka Fanka ;) – Aneta

  • Nie mam słów… ostatnie zdjęcie krzyczy na mnie tak wielkim bólem, strachem, który może chyba pojąć tylko drugi rodzic.
    Wiem, że oswoicie się z tą chorobą, nauczycie się z nią żyć. Trzeba czasu, dobrych ludzi wokół. I miłości – a ją macie.

    • To pożegnanie z tym co było. I to boli przepotwornie. Tu rodzice często mówią, że nigdy się z tym nie pogodzą. Ja pewnie też.

  • Katarzyna Sarnowska

    Ninka – dużo siły! dasz radę! Tulę najmocniej <3

  • Urszula Sowińska

    Nasza Niki trafiła na ten oddział 9 lat temu, i co mnie zadziwia uwielbia tu wracać na wizyty kontrole ( i najlepiej na tydzień tam zostać) – dzieci pomimo takiej dziecięcej kruchości są dużo bardzie dzielne niż my dorośli. Trzymajcie się, będzie coraz lepiej, wiem początki będą trudne, ale potem to już będziecie żyć z cukrzycą jak z nowym członkiem rodziny. Ninka będzie tak samo aktywna jak jej rówieśnicy :) Postarajcie się przejść na pompę insulinową, to na pewno pomoże Wam w tej chorobie.

    • Nina też czuje się tam dobrze. Zadziwia nas. Duża to zasługa niesamowitego personelu Oddziału na Działdowskiej. Te kobiety są pełne pasji i oddania. To bezcenne dla pacjentów. Nie wiem, czy zdają sobie sprawę jak wielką ulgą jest w tak trudnej sytuacji spotkać się z taką empatią. Podziwiam je.

      • aga_ciepelko

        W jakim mieście mieści się wasz szpital? Ten do którego trafiła nasza córeczka i panie na które tam trafiła spowodowały że nie da się zbadać żadnej z nich. Jak trafiliśmy do szpitala o cukrzycy nie wiedzieliśmy nic. Personel nic nam nie mówił. Panie złościły się że podajemy dziecku picie nie pytając czy można. Mała wrzeszczała ze strachu gdy ktoś obcy wchodził do sali. Istne szaleństwo. Znieczulica. Kłótnie.

        • Warszawa, Ul. Działdowska 1. Personel tutaj jest nieziemski. Pełne wsparcie, zrozumienie i empatia.

  • Kasia

    U nas było dokładnie tak samo Nadia silniejsza niż my .Teraz po póltorej roku mogę powiedzieć ,że jest łatwiej ale nie zawsze .Czasem siadamy i płaczemy z bezsilności .Trzymajcie się cieplutko ,tulimy

    • Dziękuję za słowa wsparcia. Każdy kto tego doświadcza staje się innym człowiekiem.

  • Paulina

    Strasznie to wszytsko smutne. Patrzę na zdjęcie i czuję te wszystkie emocje. Szkoda , że tym razem serce mi pęka jak na nie patrzę. Łzy płyną po policzkach. Życzę dużo siły, cierpliwości. Ściskam Was cieplutko . Najmocniej Wasza śliczną córeczkę jest bardzo dzielna . Wszytsko się zmieni ,masz rację ale macie siebie i Wasza miłość . Ona zniesie i przezwycięży wszytsko!

    • W życiu nic nie jest trwałe. Pisałem o tym nieraz na tym blogu. Zawsze mówiłem: cieszcie się dniem codziennym, okruchami, bo jutro może być już inaczej. I stało się. Byłem gotowy. Wciąż urzeczywistniam naturę nietrwałości, która tak brutalnie się przejawia.

      • aga_ciepelko

        A można być gotowym na coś takiego? Nasze życie PRZED było niemal idealne. Wspaniały mąż, wyczekana i wymarzona córeczka, piękny dom, stabilizacja finansowa a w sercu jakiś niepokój, strach, przeczucie, że jest za dobrze. Było. Teraz nic nie jest jak dawniej. Robi Pan zdjęcia by zatrzymać – uchwycić biegnący czas. A ja nie mogę już oglądać zdjęć, filmików które nagraliśmy PRZED. Za bardzo mnie bolą. Te wszystkie „ujęcia” robimy gdy jesteśmy szczęśliwi, jak więc mam patrzeć na to szczęście które utraciliśmy?

        • Od bardzo dawna staram się urzeczywistniać naturę nietrwałości. W życiu nie ma nic stałego. Przywiązywanie się do czegokolwiek jest ryzykowne. Dlatego zawsze staram się cieszyć dniem codziennym i zapisywać to w kadrach. Spójrz na to inaczej. Nie, że to już nie wróci ale, że było Ci dane. Przecież nie każdy ma tyle co Ty. My cieszymy się tym, że mieliśmy 5 cudownych lat. Inni nawet tego nie mieli a uśmiechają się częściej. Na oddziale spotykaliśmy noworodki. Co ich rodzice mają powiedzieć? Stracili coś, czego nawet nie zdążyli poznać. My mamy wspomnienia. Wiem co czujesz. Też płyną mi łzy gdy wracam w przeszłość ale cieszę się, że wtedy, gdy to wszystko się działo było nam dobrze. Było nam dobrze bo starałem się świadomie być i dawać. Zrobiłem wszystko aby tak się wtedy stało.
          Niebawem na nowo wróci nam szczęście. W innym wymiarze. Dzięki chorobie na pewno bardziej docenisz to co masz, Ja na pewno.

  • Dziękuję za to współodczuwanie. To pomaga. Nie być samotnym.

  • aga_ciepelko

    Gdy przeczytałam ten wpis, wszystko wróciło! Umieram! Moja córeczka nigdy nie przepadała za słodyczami, na nic nie chorowała. Nawet katar mijał po pierwszym dniu – okaz zdrowia. Aż tu 27luty 2014 – dzień po moich 29urodzinach nasze ŻYCIE zmieniło się diametralnie! Malutka ma 2,5 roku. Niejadek z dużym pociągiem do picia mleka i wszelkiego rodzaju soczków. Nasze podejrzenia – anemia, kontrolne badania na własną rękę przed wizytą u pediatry. Wizyta. Duże oczy lekarki. Badania na cito. Łzy w oczach mojej mamy najsilniejszej kobiety na świecie. CUKRZYCA! Koszmar się rozpoczął i nadal trwa tylko staramy się go ujarzmić!…

    • Trzeba wiele odwagi i determinacji. Nikt za nas tego nie zrobi. To gra o życie naszej najukochańszej córeczki. Walczymy jak lwy. Na żale i słabości z dnia na dzień miejsca coraz mniej.

  • aga_ciepelko

    Dokładnie, moja Martynka również myślała, że jak wróci do domu to ten koszmar zostanie za drzwiami i nigdy nie wróci. Nic bardziej mylnego. Pierwszy dzień po wyjściu ze szpitala z „odtrucia” był straszny. Starałam się dom przygotować przed naszym powrotem, ale to nie wystarczyło. Mała czuła głód, starała się znaleźć w szafce płatki. Płakała, uciekała, nie chciała dać paluszka by zmierzyć cukier – nie mówiąc o podaniu insuliny. Płakałam razem z nią! Dlaczego to nie JA!?

    • Strasznie to przykre i tylko rodzice innych dzieci chorych na tą okropną chorobę wiedzą jak ciężko jest codziennie. Walka o cukry to cała strategia życiowa. Co, kiedy, ile, gdzie, po czym, przed czym. Jest tyle zmiennych, że już samo planowanie jest trudne a co dopiero walka z oporem małego, niewinnego dziecka. Brak słów…

  • Dziękuję. Najpierw musimy zapanować nad sytuacją sami. Wsparcie zawsze potrzebne. Ale to za chwilę….

  • Czy dzieci są od nas silniejsze, bo nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji? A może po prostu nas boli to bardziej, bo to nasze słońca, które powinny być zdrowe po wsze czasy? Czerpcie siłę od siebie na wzajem, wspierajcie się, a wierzę, że wasze życie się ustabilizuje. Powodzenia :)

    • Dzieci nie wybiegają myślami zbyt daleko. Cieszą się chwilą i przeżywają zarówno smutki jak i radości tu i teraz. Gdy najgorsze mija są pełne energii. My dorośli z biegiem lat tracimy tą zdolność „niemyślenia”. W tym tkwi siłą. W tej umiejętności a nie w samych dzieciach. One to potrafią a my często już nie.
      Dziękuję za słowa wsparcia i otuchy. Musimy walczyć o każdy dobry dzień…

  • Też liczymy, że lek nadejdzie. Nie będzie to jednak szybko bo koncerny muszą zarobić. Biznes nie ma sumienia. Niestety.

  • Brzoza

    Czytam ten wpis z troszkę innej perspektywy! Tylko z opowieści wiem, jak rodzice przeżywają cukrzycę swojego dziecka! Jestem 29 letnią mamą 4 latka i pewnie też serce by mi krwawiło, ale… Jako „cukierek” z ponad 18-letnim doświadczeniem powiem Wam, że nie taki diabeł straszny… Nic w życiu mnie nie ominęło, właściwie prócz liczenia wymienników, zastrzyków i pomiarów o określonej porze niewiele się w moim życiu uległo zmianie i za to moi rodzice powinni dostać medal! Nikt się nade mną nie użalał, a ONI pozwalali mi na wszystko (kontrolując mnie oczywiście, ale bez przesady). Nauczyłam się tą swoją chorobę „wykorzystywać” w szkole, w życiu…ani przez chwilę się jej nie wstydziłam, nie wypierałam…ona po prostu była, jest i będzie! Wiedziałam, że rodzice wierzą we mnie i mi ufają, a ja starałam się zrobić wszystko aby ich nie zawieść! Oczywiście były okresy buntu, okresy słabości i kilka wydarzeń w których cukrzyca próbowała mi przeszkodzić, ale wszystko było do pokonania!
    W podstawówce chdziłam na wszystkie zajęcie jaki była w pobliżu (tańce, teatr, szkoła muzyczna, kółko turystyczne rowerowe i wiele innych…); w liceum byłam imprezowiczką (nauczyłam się imprezować z głową!), dużo wyjeżdżałam ze znajomymi, żaden sport nie był mi obcy, byłam dobrą uczennicą, potem skończyłam studia, mam męża, pracę, ukochanego syna i do dziś w pełni korzystam z życia …czy moje życie było/jest inne, albo gorsze od innych…NIE!, czasem jest o wiele lepsze, bo z racji doświadczeń wiem, że nalezy czerpać z niego tyle, ile się da!
    Wiele jeszcze miałabym do napisania na ten temat , ale to nie miejsce, aby opisywać 2/3 mojego życia!
    Podsumowując: Dajcie córce wiarę w siebie! Dajcie jej miłość! Zaufajcie! Nie zmieniajcie jej życia zbyt mocno! Pokażcie, że to prawie! w niczym jej nie ogranicza! Traktujcie cukrzycę, jak coś zupełnie naturalnego, tylko ciut odmiennego (wyjątkowego)!
    Dacie radę, a Wasza córcia na pewno będzie cudowną dziewczynką, a potem wspaniałą kobietą!
    POWODZENIA!

    • Brzoza

      Czytam jeszcze komentarze, i proszę Was nie myślcie jak aga_ciepelko („A ja nie mogę już oglądać zdjęć, filmików które nagraliśmy PRZED. Za bardzo mnie bolą. Te wszystkie „ujęcia” robimy gdy jesteśmy szczęśliwi, jak więc mam patrzeć na to szczęście które utraciliśmy?”)… na usta ciśnie mi się pytanie co utraciliście? Wasze szczęście dalej żyje i jeśli tylko pozwolicie mu na to żyć będzie z wiecznym uśmiechem na ustach! Ja uwielbiam zdjęcia z PRZED choć nigdy tak o nich nie myślałam…Nie rozgraniczajmy życia na przed i po! Przecież to wciąż to samo życie!…to dalej to samo Wasze cudowne dziecko!…pozwólcie mu cieszyć się szczęśliwym życie, a nie utwierdzajcie w przekonaniu, że to PRZED było lepsze…było inne, ale czy lepsze?! Pewnie łatwiejsze i tyle…!
      Takie myślenie rodziców mnie przeraża i jeszcze bardziej utwierdzam się przekonaniu, że moi rodzice, za zbudowanie podstaw mojego postrzegania samej siebie powinni dostać MEDAL!

      • Dzięki za Twoje słowa. Wiele dają w dyskusji a także mocno mnie inspirują. Staramy się teraz żyć jak dawniej. Cukrzyca zmienia życie i ie jest łatwo wrócić do dawnego rytmy sprzed diagnozy. To jest wielka nauka dla nas jak opanować codzienność nie zmieniając jej a panując nad cukrem. Damy z siebie wszystko a Tobie bardzo za słowa wsparcia dziękuję.

  • :-)

  • ellanar Narkiewicz

    Witam, jestem mamą słodziaka. Mój syn zachorował jak miał 12 lat (teraz 20), też w wakacje jakoś ponoć wysyp zachorowań większy jest w sezonie letnim… Przeżywałam to samo, choć syn starszy ale ból, obawy i rozterki takie same, niezaleznie od wieku dziecka. Z perspektywy czasu powiem tak- da się z tym żyć, choć bywają kryzysy. Ważne jest wspieranie, własna ogromna edukacja, trzeba wiedzieć o cukrzycy dużo. Każde dziecko reaguje inaczej, z czasem rozpoznaje sygnały ciała gdy cukier jest za mały i gdy jest za duży. Mój syn był na pompie i sam z niej zrezygnował, za bardzo go ograniczała o dziwo, bo wyrywał sobie wkłucia. Teraz jest na penie i idealnie dobranych analogach i żyje normalnie. Miał obawy o szkołę (chodził do gimnazjum) a tu okazało się, ze w klasie jest dwójka cukrzyków i on nawet o tym nie wiedział tak skrywały chorobę. On jednak postanowił się nie chować w toalecie na pomiary cukru i na iniekcje. Podnosi nieznacznie koszulkę i wstrzykuje w brzuch na tyle dyskretnie by nie wprowadzać… otoczenia na konsternację co on robi? Mój syn nie miał nigdy taryfy ulgowej, nie był zwalniany z WF (wręcz przeciwnie zachęcam do aktywności), pilnowałam owszem skrupulatnie wizyt, badań, teraz kontroluję czy sam tego pilnuje. W najbliższej rodzinie mam jeszcze dwójkę słodziaków- synków mojego brata. Jeden zachorował jak miał 2 latka, teraz ma 6 i od roku też sam świadomie zrezygnował z pompy bo miał dość wyrywania wkłucia przy zabawie. I jeszcze nie opanował cukrów, wiadomo nie potrafi sam sobie podać insuliny. Teraz poszedł do szkoły zwykłej publicznej i oczywiście rodzice natrafili na mur- najpierw strachu nauczycieli (o matko chore dziecko co z nim robić?), potem nieprzychylność pielęgniarki(jak pani to sobie wyobraża, że ja będę pilnować co on je?? i jak ja mam to przeliczać, dostała kartkę, rozpiskę- dalej ma problem). Na razie ktoś jeździ do szkoły na przerwach gdy mały je i daje mu insulinę ale przecież tak się nie da cały rok, jak oboje rodzice pracują. Dodam, że do przedszkola chodził integracyjnego i tam problemu nie było żadnego.
    Drugi starszy zachorował 3 tygodnie temu, 17 latek- cukier niemierzalny 1017. Podszedł bardzo świadomie, może dlatego ze wie jak to jest bo widzi zmagania z młodszym bratem? Wiecie jakie miał pytanie do mojego syna przez telefon ze szpitala- jak to jest z piciem piwa ? :) Podsumowując rozumie, znam ból i strach o dziecko… ale będzie dobrze, czas jest potrzebny żeby sie z tego otrząsnąć. Musicie tylko skrupulatnie pilnować badań (moczu i krwi) i wizyt u specjalistów (okulista).Poradzicie sobie:) powodzenia