↑ top

Przecież z tym się żyje…

W16B9201

Paski. To są właśnie paski do pomiaru cukru we krwi. Tyle zebrałem przez dwa miesiące choroby. Tylko dwa miesiące. To co na zdjęciu to są nasze dni i noce przepełnione nerwami. To momenty zatrzymania oddechu w oczekiwaniu na wynik jaki pojawi się na glukometrze. Nerwy i napięcie. Smutek i radość. Nadzieja i żal. Strach i przerażenie. Wszystko jest w tych paskach. Są tam dni pełne zwątpienia gdy parametr był wysoki. Są tam zszargane nerwami noce, gdy wysoki poziom dręczył nas godzinami. Są też chwile radości, gdy wynik był w normie. Momenty ulgi i odpoczynku. Wszystkie uczucia, skrajnie radosne i skrajnie nerwowe. Niestety w większości niedobre. Te najgorsze, gdy cukier wyszedł niski. Zaczyna się wtedy walka z niedocukrzeniem. Walka o utrzymanie świadomości Niny. Uczymy się wciąż tej choroby. Każdy z tych pasków ma w sobie małą kroplę jej krwi. Każdy to bolesne ukłucie. Choć Ona twierdzi, że nie boli to wiem, że jest inaczej. Wiem, bo sam kuję się od czasu do czasu aby być świadomym. Tego co czuje Ona. Tego cierpienia. Jej paluszki są bardzo pokłute. Paski…

Piszę to nocą. Ania i Nina śpią. Spoglądam co jakiś czas na poziom cukru. Szczęśliwie jest dziś dobrze. Wiem, że mogę spać tych kilka przerywanych godzin. Wiem, że jest szansa na spokój. Nie zawsze było tak komfortowo jak dziś. Budzik jak zawsze nastawiony na 24, 3 i 6. Już zawsze tak będzie. Przynajmniej do czasu kiedy minie jej remisja. Bywają chwile, że ten nocny spokój przerywa nam wysoki poziom cukru. Podajemy wtedy dodatkową dawkę insuliny. Po dwóch godzinach widać jej efekt. Jeśli nie zadziała trzeba reagować. Są dni, że cukier mamy wysoki w dzień. Ciągnie się to aż do nocy i wtedy konieczna jest wymiana wkłucia pompy. To trudne, choć nauczyłem się już tego dobrze. Niemniej zawsze jest ciężko bo noc, oczy zmęczone, ręce niepewne. Trzeba wtedy rozbierać Ninkę, dezynfekować nowe miejsce i wbijać igłę najdelikatniej jak się da. Nina budzi się czasem i półprzytomna próbuje pomagać. Jest dzielna. Pyta czy to sensor czy wkłucie. Pyta, bo chce wiedzieć jak bardzo zaboli. Udaje nam się tego ostatnio unikać. Bardzo się z tego cieszymy. Od czerwca nie przespaliśmy żadnej nocy. Myślałem, że przywykniemy. Nie. Nie udaje man się jeszcze. Przez chwilę myślałem, że już. Przywykłem – pomyślałem. Po czym po jakiś dwóch tygodniach osłabłem. Teraz mój organizm szuka metody na to jak wyspać się nie śpiąc. Nie wiem, czy to w ogóle jest możliwe. Jesteśmy bardzo zmęczeni. A zmęczenie to nerwy, napięcie, drażliwość, rozbicie. Codziennie…

Dni są różne. Łatwiejsze, trudniejsze. Ze wskazaniem na te drugie. Niestety. wszystko kręci się wokół cukru Niny. Pytanie o to jaki ma cukier, pada kilkadziesiąt razy dziennie. Codziennie. Tak jest od czerwca. Jaki cukier? jaki cukier? Jaki cukier? Staramy się mieć jeszcze coś poza chorobą. Kiepsko to wychodzi. Cukrzyca dominuje każdy aspekt życia.

Poranek. Pierwszy pomiar cukru na czczo aby skalibrować sensor. Potem szybko śniadanie aby zjadła o czasie. To ważne aby odstępy były regularne. Nina musi jeść co 3 – 4 godziny. Za każdym razem posiłek musi być dokładnie zważony. Każdy jego składnik musi być przeliczony celem określenia zawartości w nim wymienników węglowodanowych i białkowo tłuszczowych. Wtedy na podstawie indywidualnych przeliczników podaje się insulinę przed każdym posiłkiem. Następnie jest nerwowy czas oczekiwania na wynik naszego obliczenia. Jak wyszło? Spada? Rośnie? Jak szybko? Jak bardzo? Czas leci, życie płynie a my w tych cukrach. Potem obiad, podwieczorek, kolacja i wciąż to samo. Jaki cukier? Ile insuliny? Ile wymienników? Jaki cukier?????

Na mieście nie jemy. Jeszcze się boimy. Zazwyczaj posiłek zabieramy ze sobą. Na obiad zawsze wracamy. Musi być zawsze gotowy. Waga zawsze działająca. Zawsze. Tak samo osprzęt do pompy. Zawsze mam zapas wkłuć, ampułek, insuliny. Zawsze zapas baterii, pasków i sensorów. Nina ma specjalną szafkę na osprzęt. Zaglądam do niej codziennie kilka razy. To duża szafka….

Wyjścia z domu są trudne. Nina ma niestabilną glikemię. Raz szybko spada, raz jest wysoko. Bardzo skacze jej poziom cukru. To przez remisję. A raczej przez jej końcówkę. Jej trzustka nieregularnie emituje jakąś porcję insuliny i zaburza nam wszystkie działania. Raz jej zabraknie, innym razem tak bardzo jest jej dużo, że walczymy ze spadkami niebezpiecznymi dla zdrowia i życia. Trudno nam nad tym zapanować. Nie ryzykujemy. Póki co ograniczyliśmy wyjścia z domu do minimum. Czasem idziemy na plac zabaw. Kiedy wychodzimy, zabieram swój plecak. W nim mam zawsze glukozę w płynie, cukierki dextro, colę, zapasowe baterie, glukometr, paski. Zawsze mam ze sobą glukagen. Zastrzyk, który w razie spadku cukru, utraty przytomności i ciężkiej hipoglikemii podam jej domięśniowo. Regularnie oglądam w internecie instrukcję jak go użyć. Na placu sprawdzam pompę często. Ninie spada cukier gwałtownie. Wtedy trzeba ją zatrzymywać, kłuć palec i sprawdzać. Często jest nisko. Przerywamy wtedy zabawę  i docukrzamy się. Czasem są to lody. Tak bardzo zawsze je kochała przed diagnozą….

Jest nam na prawdę bardzo ciężko. Gdy dzieje się źle, gdy mamy nagle bardzo wysoki poziom cukru, robimy wszystko aby się go pozbyć. Niestety nie zawsze jest to łatwe. Insulina zaczyna działać po 20 minutach od podania. Szczyt jej działania jest po 1,5 – 2 godzinach. W tym czasie nie można zrobić nic. Czekanie w wysokim cukrze jest potworne.  Ciężko pozbyć się myśli, że w tym czasie cukier penetruje jej organy i dewastuje jej naczynia krwionośne. Cukrzyca a zwłaszcza zbyt wysokie cukry niosą ze sobą ryzyko powikłań. Najczęściej nefropatia, – niewydolność nerek, retinopatia – utrata wzroku i inne jak udar, wylew itd. Godziny spędzone na wysokim cukrze torturują nas bezlitośnie. Ciężko nie płakać widząc dziecko, które nie myśli w tym momencie logicznie. Wysoki cukier ją dręczy i powoduje ogromny dyskomfort. Cierpi. Czasem rzuca przedmiotami… Całe dnie krążymy więc od posiłku do posiłku i od pomiaru do pomiaru. Każde wyjście z domu to przedsięwzięcie logistyczne. Kiedy zjeść? O której kolejny posiłek? Gdzie wypadnie? Co ze sobą wziąć? Zwykłe czynności urosły do rangi wyczynu. Nina nie chodzi do przedszkola. Dostała zalecenie edukacji domowej. Ania pracuje z nią nad minimum programowym sama. Nie wiemy jak pójdzie do szkoły. Będziemy to odwlekać najdłużej jak się da. Niestety. Nie czuje niskiego cukru a to jest najniebezpieczniejsze. Teraz edukacja jest w domu. Przy tak niestabilnych cukrach to najlepsze rozwiązanie. Potrafi stracić 150 po 10 minutowym spacerze. Liczymy, że to się kiedyś uspokoi. Remisja minie i trzustka przestanie produkować te mizerne resztki całkowicie.

Chcemy żyć normalnie. Nie chcemy jej ograniczać w niczym. Chcemy panować nad chorobą i ją zneutralizować. Zrobimy to. Wiemy, że damy radę. Na razie tak wiele musimy się nauczyć. Cukrzyca jest podstępna, nieprzewidywalna i bezbolesna. Staramy się dać Nince jak najwięcej radości. Uczęszcza na zajęcia z baletu. Staramy się ją tak ustawić z cukrem aby mogła spokojnie tańczyć przez godzinę zajęć. To niełatwe. Czasem jej cukier spada gdy jest zaraz po jedzeniu. Siedzę zawsze pod drzwiami i czuwam. Gdy spada jej cukier zawsze mam colę, dexto itp. Zawsze ta godzina tańca jest dla niej radością, kawałkiem normalności. Dla mnie to test na moją odporność psychiczną. Różnie bywa. Czasem płaczę… Bardzo chcielibyśmy ulżyć jej paluszkom. Teraz są strasznie pokłute. Modlimy się o przyrząd mierzący krew bezinwazyjnie. Modlimy się o wiele rzeczy. Ania się modli. Ja nie. Nie wierzę w boga. Uważam, że żaden dobry  kochający bóg nie skrzywdziłby dziecka. Gdybym ja był bogiem tak na pewno by było. Nie mam siły więcej pisać. Jest już prawie 2 w nocy. Pójdę, sprawdzę cukier i poleżę w letargu do 3. Może zasnę. O 3 zadzwoni budzik aby sprawdzić cukier. Dziś był stabilny dzień więc jest szansa, że teraz też tak będzie. Nie chcemy sytuacji jak ostatnio, gdy nagle spadło nam na 46 i ledwo wyszliśmy z hipoglikemii. Nina jest bardzo odporna na niski cukier. Niektóre dzieci przy 46 już leżą nieprzytomne. Zamykają mi się oczy. Ledwo widzę klawiaturę. Przepraszam, że nie piszę więcej. Nie mam na to siły. Nie mam czasu. Cukrzyca zainfekowała wszystkie aspekty naszego życia. Czy tak będzie już zawsze? Staram się być na to gotowy… Poniżej trochę zdjęć z sierpnia. Jedno z października gdy była u nas telewizja.  Nie układałem nic. Nie mam siły. Musi tak pozostać.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 20a 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 40a 41 42 43 44 45 46 47 48

  • Przytulam. Jesteście tacy dzielni…

  • Sandra Nowicka-Nowak

    taka cudowna dziewczynka, nie ma sprawiedliwości…

    • Sprawiedliwie, nie znaczy po równo. Cukrzyca wiele nam zabrała ale wiele nam dała. Nie pokonała nas. Nie rozpadła się nasza rodzina jak wielu osobom w takim momencie. Jesteśmy silniejsi i bardzo sobie bliscy. Jeszcze bardziej. To zajebiste ;-)

  • KlocekiKredka

    Ania jak schudła… Nina przepiękna w tej chorobie. Silna. Ty Grzegorz jak strażnik. Wy razem w tych je*#@$ych cukrach… Oby Bóg był i się opamiętał.
    Mając siebie – macie wszystko. Pamiętaj.
    Ściskamy całą Tróją….

    • Ania straciła chyba z 12 kilogramów. Ja posiwiałem ale staramy się przejść tą żałobę godnie i bez uszczerbku dla Ninki. Nie myślałem, że będzie tak trudno ale od czego jest drugi człowiek? walka trwa. Już tak zostanie. Moje życie jest teraz inne. Tamto odeszło. To normalna kolej rzeczy na świecie. Tyle razy pisałem o tym, że wszystko jest nietrwałe. Boli tylko wtedy kiedy się do czegoś przywiązujemy. Nowe niesie nowe. Urzeczywistniam naturę nietrwałości dalej. Może niebawem pożegnam kolejne smutki związane z cukrzyca na zawsze? Nie będę za minim płakał ;-)

  • maartinika

    Wydaje mi się, że coraz więcej jest uśmiechu na Twoich zdjęciach :)

    • Uśmiechu coraz więcej. Mechanizm samoobronny działa. Właśnie kończę nowe wpisy. Zobaczysz więcej niebawem.

  • Offca Kasia O.

    Po przeczytaniu twojego wpisu cieszę się, że Majka nie miała remisji, cukry od razu udało się w miarę ustabilizować, nie było tylu stresów, spadków, aż takiej walki o stabilne glikemie, ale widzę co raz więcej uśmiechów na waszych zdjęciach :D

    • Kasia, ta remisja to koszmar. Są różne jej odmiany al;e my mamy nieciekawą jej wersję. Na szczęście teraz, gdy to piszę, sytuacja nieco się uspokaja i cukry mamy nieco bardziej przewidywalne. Robimy wszystko aby jeszcze bardziej trzymać się w normie. A i pożartować sobie z tego czasem potrafimy… :-)

  • Paweł

    Idealnie to opisałes, pewnie dlatego że u nas diagnoza w tym samym czasie wszystko co napisałes u nas wygląda tak samo. Pewnie nawet u wszystkich z nas. A Ninka dzielna! Pozdrowienia od Adasia ☺

    • Paweł, mało mieliśmy czasu w szpitalu ale widziałem w Tobie troskliwego ojca i oddanego męża. Byliście ze sobą blisko i czułem, że staracie się jak tylko potraficie. Wierzę, że nie popuścisz i będziesz zawsze wspierał. Gorące pozdrowienia dla Was. Napisz czasem do nas. Zawsze chętnie porozmawiamy jak nam idzie.

  • Dominika

    Grzegorz…opisałeś tą Waszą (i poniekąd moją) słodką codzienność po prostu przepięknie. Jakby mi ktoś wyjął moje myśli i przelał (klikając) na papier (monitor). My jesteśmy dzielni rodzice, ale nasze dzieciaki to mistrzowie świata, bo nie zdają sobie sprawy z tego, co my wiemy i chcemy dla nich my, dorośli. Nasze dzieciaki żyją dziś, a my rodzice jutro. Oni się śmieją – bo jest słońce, lody, mama i tata w pobliżu, piątka z klasówki, nowy rower, a my żyjemy obawą, czy będzie bunt nastolatka, czy zajdzie w ciążę, czy znajdzie kiedyś mądrego partnera…….. Ktoś pięknie powiedział, że dzieci powinny chorować tylko na zabawki :-) Cieplutkie pozdrowienia dla Ciebie i Twoich dwóch wspaniałych Kobiet!

    • Dominika, dziękuję. Piszę ten komentarz z opóźnieniem. Teraz już widzę jak szybko się zmieniamy i my i Nina w chorobie. Wierzymy, że każdy dobry dzień z dobrymi cukrami jest wart wysiłku i poświęcenia. Nie po to zakładałem rodzinę aby pieprzyć o sobie w kąciku swojego domu. Mam o nie dbać i to robię. Jestem szczery i pisze i pokazuję prawdę.
      Wiem, że przyjdą kolejne etapy, bunty? Niekoniecznie. Są przypadki różne. Od nas dużo zależy. Staramy się jak potrafimy. Wiem, że gdy staję przed lustrem czuję, że nie opierniczam się i robię co tylko potrafię aby jej pomóc, abyśmy wciąż żyli w szczęściu i miłości. Robię i będę robił wszystko aby dalej móc patrzeć sobie szczerze w swoje lustro.

  • beata

    czytam i łzy lecą mi jak grochy,syn choruje już 11 lat ,miał 6 jak zachorował ,do tej pory nie mogę się pogodzić z choroba ,może jest łatwiej po tylu latach ale i tak nie jest łatwo ,martwimy się na kazdym kroku ,Grzegorz tak jak napisałeś ze nie wierzysz w boga ,ja tez powiedziałam ze pana boga nie ma, wyzywałam na niego i pytałam dlaczego właśnie dzieci muszą tak cierpieć(przepraszam ze grzeszę o panu bogu)dlaczego mój syn ,cały świat przewrócił nam się do góry nogami,ale może przez to jesteśmy mocniejsi,bardziej zbliżeni do siebie i zdyscyplinowani .

    • O bogu już mi się nie chce dyskutować. Niech tam sobie księża plota te swoje zabobony. Ja mam konkretne zadanie 24 na dobę przez kolejne długie lata. Mogę liczyć tylko na siebie i ewentualnie na żonę, która jest bardzo dzielna. Zmieniliśmy swoje życie. Ludzie mieli gorzej kiedyś. NIe było glukometrów, pomp. Teraz to już inny świat. Nie biadolę. Cierpię ale to mnie nie paraliżuje. Trzeba stawiać temu czoła odważnie. Ściskamy Was serdecznie

  • jotka

    Piękne zdjęcia! A choroba… męcząca i bardzo absorbujaca, ale i tak jest o wiele latwiej niz 15 lat temu kiedy zachorowala moja corka (miala niespelna 3 latka). Trzymajcie sie :)

    • Dokładnie to samo powiedziałem sobie po kilku tygodniach z chorobą. Czytam historię Richarda Vaughn-a. Zachorował w 1945 roku. Bez glukometru i liczenia węglowodanów przeżył 40 lat. Teraz jest w znakomitej formie po ponad 60 latach z cukrzycą. Nam jest o niebo łatwiej….

  • Agnieszka Potocka

    Kochani, na początku jest ciężko, potem będziecie mieli więcej doświadczenia, wszystko wróci do normy (w miarę). Nie wiem, czy mam więcej szczęścia, niż Wy, ale mój synek, gdy zachorował i miał wtedy 5 lat, czuł, że cukier spada. Nie mieliśmy też takich gwałtownych spadków, mieliśmy cudowną Panią Doktor. Od początku zdiagnozowania choroby staraliśmy się żyć tak jak dotychczas. Chodził do przedszkola (mimo, że nikt nie mierzył mu cukru, robił to sam i kontaktowaliśmy się telefonicznie), jeździliśmy na narty (oczywiście z plecakiem wypełnionym odpowiednim sprzętem), żyliśmy, mierzyliśmy, liczyliśmy, nie chcieliśmy jednak, aby cukrzyca zapanowała nad naszym życiem. Wiem, że to trudne, na początku. Zdobędziecie więcej doświadczenia, macie mądre dziecko. Będzie łatwiej, wiem to po 8miu latach choroby mojego dziecka. To zadziwiające, jak chore dzieci uczą nas mądrości w tej chorobie, rozumieją, że to kłucie, to dla ich dobra. Przynajmniej tak było z moim małym synkiem, ale wiem, że wiele jest takich dzieci. Życzę powodzenia i jak najwięcej normalności. Zapraszam, gdybyście chcieli skorzystać z naszych doświadczeń.

    • Dziękuję za Twoje słowa Agnieszka. To cudowne i zbawienne, że żyjemy w 2016 roku a nie 50 lat temu, kiedy rokowania były kiepskie. Teraz mamy cgm-y, hipoblokady i inne cuda techniki. To daje nadzieję, że za kolejne 10 lat choroba nie będzie tak uciążliwa.

  • Ewa Kahle

    BÓG DAJE NAM TAKI KRZYŻ JAKI ZDOŁAMY UDŹWIGNĄĆ…TAK POCIESZAŁAM SAMA SIEBIE GDY NASZ MACIUŚ MAJĄC 3,5 ROKU ZACHOROWAŁ…POCZĄTKI-DLA NAS PIERWSZE PÓŁ ROKU BYŁY STRASZNE…ALE PÓŹNIEJ CZŁOWIEK OSWAJA SIĘ I GODZI Z TYM,ZE TAK JUŻ MUSI BYĆ, ŻE TO SIĘ NIE COFNIE…DZIECI NASZE SZYBCIEJ MUSZĄ DOJRZEĆ, BYĆ BARDZIEJ ODPOWIEDZIALNE, ZDROWIEJ SIĘ ODŻYWIAĆ, BARDZIEJ DBAĆ O SIEBIE…ALE TO ZAPROCENTUJE W PRZYSZŁOŚCI-MOGĄ ŻYĆ LEPIEJ NIŻ ICH RÓWIEŚNICY MIMO,ŻE Z CUKRZYCĄ-NA RAZIE NIE JEST TO DLA WAS ŻADNA ULGA, ALE PRZYJDZIE UKOJENIE I BĘDZIECIE POTRAFILI ŚMIAĆ SIĘ, SPACEROWAĆ, BAWIĆ, WYJEŻDŻAĆ NA WAKACJE…NIGDY NIE MOŻEMY PODDAĆ SIĘ CHWILI, BO ZAWSZE JEST Z NAMI NASZA”KOLEŻANKA”, ALE DACIE RADE JAK I MY DAJEMY, BO JAK NIE MY TO KTO!-DLA NASZYCH DZIECI POŚWIĘCIMY WSZYSTKO…JA NIE ŚPIĘ JUZ OD PONAD DWÓCH LAT, MIERZĘ CUKIER CO NOC 2 RAZY(GDY JEST OK), SĄ TYGODNIE,ŻE ŁĄCZNIE PRZESYPIAM W NICH OK 9 GODZIN, MUSIAŁAM ZREZYGNOWAC Z DOBREJ PRACY…ALE TO WSZYSTKO DA SIĘ PRZEŻYĆ-DLA NASZEGO MACIEJKA-BARDZO DBAJĄ O NIEGO PANIE W PRZEDSZKOLU(MAMY SZCZĘŚCIE-OGROMNE), BRAT 11-LATEK JEST JAK PRAWDZIWA FACHOWA POMOC MEDYCZNA, A SIOSTRA 3-LETNIA ZAWSZE ORIENTUJE SIĘ JAKI DZIŚ JEST CUKIER-CZY MAMY HIPO, CZY HIPER, ILE PANIE DAŁY HERBATNIKÓW NA PLACU ZABAW…DZIECI SZYBKO SIĘ UCZĄ I PRĘDZEJ AKCEPTUJĄ SWOJĄ CHOROBĘ-NAM RODZICOM NIE PRZYCHODZI TO TAK ŁATWO, ALE DACIE RADĘ-PRZYJDZIE TROCHĘ ULGI I NORMALNOŚCI-POZDRAWIAMY WAS SERDECZNIE I TRZYMAMY ZA WAS KCIUKI!
    SŁODKI MACIŚ Z RODZICAMI

    • Nie wierzę w jakakolwiek świadomą, celową decyzję jakiegokolwiek boga o obdarowaniu ns cukrzycą. Gdybym był bogiem nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Wierzę natomiast w nas i w naszą bliskość, miłość i oddanie. To nas ocali. Cukrzyca to nieodwołalna, nieodwracalna zmiana w życiu, z którą ciężko się pogodzić. Niestety ciągła na to niezgoda niszczy człowieka i nie ma sensu się tym katować. Dlatego pozwalamy spokojnie, naturalnie odchorować w nas tą żałobę jednocześnie wkładając w to cały swój wysiłek i wiedzę aby poradzić sobie z chorobną teraz i w przyszłości.
      Ogromnie dziękuję za słowa wsparcia i zrozumienia.

  • Irena Kania-Surowiec

    hej cóż ja nie mam córki ,nie jestem rodzicem, nie znam tych uczuc ale wiem co to jest cukrzyca. Pamietam z dziecinstwa wiele. Mam wspanialych i troskliwych rodzicow.Przeczytałam to co napisaliscie i chce wam powiedziec tylko nie pozwolcie by cukrzyca rzadzila waszym zyciem bo jest to najgorsze dla dziecka przynajmniej dla mnie bylo. Pozwolcie jej decydowac co chce jejsc nie zawsze zdrowe jedzenie. To co jej bedziecie zabraniac to ona napewno pozniej sobie odbije w okresie buntu. Najlepsze co mozna zrobic to pozwolic jej sie uczyc samej, pokazac ze moze wszystko tylko musi zrozumiec swoja cukrzyce,swoje cialo. Czym szybciej to sztuke pojmie tym szybciej bedzie potrafila korzystac z zycia. Oczywisice wspierajcie ja ale pozwolcie jej na decydowanie co chce jejsc, co chce robic pomimo jej cukru. Nie chowajcie jej pod kloszem bo to jest najgorsze dla dziecka,gdy przesadna troska i dbanie o cukrzyce ktora nie chcemy w zyciu tego dziecka zaczyna przyslaniac zycie. zycze wiele sukcesow w tej codziennej walce.
    Pozdrawiam
    18 letnia stazystka w chorowaniu na cukrzyce

    • Hej Irena,
      Staramy się niczego jej nie zabraniać. Dobrze wiemy czym to się kończy. Paradoksalnie po diagnozie dostaje więcej tych „niezdrowych” produktów na swoje życzenie niż przed. To dziecko na prawdę jest bardzo dobrze „zaopiekowane” a my nigdy nie pozwolimy aby poczuła z naszej strony jakikolwiek przymus. Jedyne czego chcemy jej nauczyć to zasad życia z cukrzycą, które pozwolą jej żyć długo i zdrowo gdy będzie odpowiadała sama za siebie. Póki ma 5 lat jak teraz to musimy decyzje podejmować za nią. W naszym domu nie chowa się słodyczy, nie zmusza jej do głodzenia się gdy jest wysoko. Są inne sposoby i wiemy o tym dobrze. Dziękuję za Twoje słowa i dobre serce.

  • Aleksandra Frankowska

    Zbieraliśmy paski, pudełeczka po paskach…ale już przestaliśmy to robić…zaczęło nas to realnie przytłaczać…

    zdjęcia cudowne…!!! Jeśli można je tak nazwać :)

    Po roku choroby naszego Szymka…odczuwam własną już bezsilność..najmocniejszy teraz jest nasz synuś. My już padamy na twarz..ze zmęczenia z poświecenia z bezsilności….
    Zainspirowałeś mnie..lubię fotografować przyrodę …ale dlaczego by nie zatrzymać tych chwil..tych o których nie wie nikt.
    ten czas pomiędzy ukłuciem, wynikiem i decyzją ! Tak, te wszystkie decyzje podejmowane kilkanaście razy dziennie ..dobre czy złe ? Czy czegoś nie skrewimy ? Czy będzie ok ?…a przecież minął rok

    Z tym da się żyć normalnie ….mówią . Ta, da się….tylko wszystko zależy od wyniku ! Że zje ..nie zje, popływa, nie popływa, pobiega , poleży, musi pobiegać, musi zjeść, może ciastko..nie może ciastka, budzik na 3 czy może na 2 bo cukier spada za szybko…Wieje wiatr oj dzisiaj będzie ponad 200 …
    .tak…całkiem normalnie ….
    nie czeka nas ani jeden dzień bez wyniku, bez decyzji bez troski…

    bardzo ciepło Was pozdrawiam…mama cukiereczka

    • Można odpychać świadomość tego jak bardzo niebezpieczna i ciężka jest to choroba daleko od siebie i udawać, że nic się nie stało. Wiem, że ludzie tak robią. Można popaść w rutynę i znieczulić się na skoki glikemii nic sobie z tego nie robiąc, można zrzucać odpowiedzialność na partnera. Można też z pełną świadomością ciężko pracować nad jak najlepszym wyrównaniem cukru nie krzywdząc dziecka i nie zaburzając jej samooceny. To staramy się robić. Być sobą ale jednocześnie być w pełni odpowiedzialnymi za jej los.

  • Antoni Paluszkiewicz

    Drodzy Państwo,
    Przeczytałem jeden z wpisów – rozumiem, że jesteście neofitami w cukrzycy? Nastrój jaki przebija z tonu Waszej wypowiedzi jest mocno przytłaczający…
    Jeśli mogę coś zasugerować – wyluzujcie nieco! ;-)
    Wiem, że zabrzmi to dla Was jak herezja, ale tak jest w istocie. Nie starajcie się za wszelką cenę uzyskać wyniku w okolicach 100-150 mg%. Czasami nie da się tego zrobić, a czasem trzeba pomyśleć nad innym rozwiązaniem problemu. Nie można dać się zwariować – zresztą, zaraz nabierzecie doświadczenia w kontrolowaniu schorzenia.
    Wasza Córa to piękna młoda Dama, która jak każda dama w tym wieku ma swoje zabawy, swoje pomysły – nie odbierajcie jej tego. Cukrzyca jest momentami upierdliwa, ale jeśli poświęci jej się nieco czasu to wszystko będzie działało aż miło.
    Pozdrawiam i życzę większego dystansu,
    Antek Paluszkiewicz (33 lata z cukrzycą ;-)

    • Dzięki Antek. Wiem, że mój ton ma swój subiektywny i specyficzny wydźwięk. To wszytko się zmienia. Każda rodzina małego cukrzyka przechodzi etapy po diagnozie. Żałoba musi się dokonać. Jesteśmy już dalej. Silniejsi, mądrzejsi. To wszystko cały czas jest w ruchu a my staramy się najlepiej jak potrafimy: opanować wiedzę, opanować emocje, nie skrzywdzić dziecka, ocalić swój spokój, żyć dalej. Dzięki za wsparcie.