Sopot styczeń 2016. Łyk nieba i piekła cz1. / Sopot January 2016. A sip of heaven and hell part 1.
Biegu ważnych spraw nie da się przyspieszyć. Na wszystko potrzeba czasu. Od nas zależy jak ten czas wykorzystamy. Jak go przepracujemy, którą drogą pójdziemy, jakie decyzje podejmiemy.
Bardzo często wracam do mojego ukochanego filmu „Krab i Joanna”. Pada w nim bardzo znacząca dla mnie wypowiedź. W rozmowie pomiędzy dwoma marynarzami którzy są przyjacielami, podczas rozmowy o tym jak bolesne mogą spotkać nas sytuacje jeden z nich wypowiada słowa:
- Dostałeś za swoje! Każdy musi swoje dostać!
Walka z sobą, walka z rzeczywistością nie ma dla mnie sensu. Utrata energii na ucieczkę przed nieodwracalnym spala mnie wewnętrznie. Ta logika, choć silnie we mnie zakorzeniona nijak się ma do cierpienia, do odczuwania fizycznego i psychicznego bólu, który po prostu musi potrwać jakiś czas. Czekam więc spokojnie aż czas zrobi swoje. Każdy musi swoje dostać.
Po pół roku z chorobą jesteśmy inni. Jesteśmy dalej, głębiej. Czujemy inaczej. Cierpimy ale wiemy już, że jest obok inny świat. Wyciągamy do niego rękę. Chwytamy się go i pragniemy w nim jak najdłużej zostać. To świat przepełniony akceptacją i zgodą na to co nas spotkało. Przepełniony zgodą na rzeczywistość w jakiej teraz będziemy żyć. To co było rozpadło się. Wszystko jest nietrwałe. Pisałem o tym tyle razy…
Wciąż trwa w nas wewnętrzna huśtawka. Są dni przepełnione spokojem i ciszą. Spojrzenia pełne nadziei i radości. Są też dni wrzące gniewem, frustracją, złością i bolesną niemocą. Żałoba trwa. Jesteśmy w niej. Uczymy się jej. Żyjemy dalej.
Łyk nieba, łyk piekła. Gorzka lekcja życia. Raz lepiej, raz gorzej. Sentymentów brak.
Patrzę na swoje dziecko i czuję jak mu trudno. Jak bardzo się stara. Jak bardzo walczy. Sięga nieświadomie do nieznanych sobie wcześniej zasobów odwagi i toczy zwycięską walkę. Jest wojownikiem. Dodaje nam sił. Podziwiam ją. Uczę się od niej. Czasem ona ode mnie. Wspieramy się. Staramy się. Upadamy i wstajemy. Jesteśmy w tym razem. Wszyscy troje. To cudowne, że ona i ja mamy obok Annę. Ona spaja wszystko. Jest naszym powietrzem. Wciąż śpimy we troje w jednym łóżku…
Niebo:
Wstajemy i cukier jest w normie. Rozmawiamy, dotykamy się czule. Śmiejemy się i czujemy lżej. Wszystko idzie szybko i sprawnie. Jest mało pytań. Lekcja nie poszła w las. Godziny studiowania choroby i metod terapii są naszym orężem. Z każdym dniem jesteśmy coraz silniejsi! Poczucie kontroli i władzy nad chorobą jest coraz większe. To my decydujemy!!!! Nie ona. Nie cukrzyca. MY! Czujemy to. Jesteśmy w niebie.
Piekło:
Wstajemy pijani od zmęczenia. Oczy bolą, głowa pęka. Noc była ciężka i trudna. Dzień wlecze się niewyobrażalnie. Choroba podstępnie wykorzystuje najdrobniejsze niedopatrzenie, najdrobniejszy błąd. Czycha. Łypie na nas swoim paskudnym okiem. Czujemy to spojrzenie. Jesteśmy osaczeni. Miotamy się. Te dni ciągną się w nieskończoność. Każdy musu swoje dostać.
Sopot zimą jest przepiękny. Fotografować tam to czysta przyjemność. Rozpuszczam się w architekturze kadru. Robię te zdjęcia dla siebie. Egoistycznie leczę się fotografią, ciszą, szumem morza, śpiewem mew chłodnym powietrzem w moich płucach. Oczyszczenie przez ułamek sekundy ma niewyobrażalną moc. Jest tyle na plecach do zrzucenia. Jest tyle do odzyskania. Ciepło dłoni Anny, Uśmiech Niny. Bycie ze sobą w ciszy. Tyle do odzyskania…..
Nigdy nie zejdę z tej drogi. Wierności i oddania. szczerości i zaufania. Miłości i poświęcenia. Bywa trudno i choć upadam i przegrywam, to mam dla kogo wstać i walczyć dalej. Jestem ogromnym szczęściarzem. Jestem obdarzony wybaczeniem i w głębi spojrzenia moich ukochanych widzę prawdziwą, niezłomną i potężną Miłość..
Każdy musi swoje dostać.
-
W.
-
Grzegorz Stykowski
-
-
Cukromania
-
Grzegorz Stykowski
-
Cukromania
-
-
-
Martyna
-
Grzegorz Stykowski
-
-
Jagoda
-
Grzegorz Stykowski
-
-
Kasia Tomaszewska
-
Grzegorz Stykowski
-